Forum Karpacki Związek Pszczelarzy Strona Główna

Ocalić od zapomnienia - epizody, uczeni i pszczelarze
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Karpacki Związek Pszczelarzy Strona Główna -> Hyde Park
Autor Wiadomość
Maciej Winiarski



Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Opola

PostWysłany: Śro 21:16, 24 Lut 2010    Temat postu:

Dobry wieczór Państwu,

dzisiaj bardzo krótko. Od wielu pokoleń ludzkość intrygowało życie pszczół. Po pierwsze dlatego, że od zarania dziejów znano pożytki jakie dają pszczoły ludziom (początkowo tylko miód i wosk), a po drugie dlatego, że ciekawiła ludzi nadzwyczaj sprawna organizacja rodziny pszczelej. I wreszcie dość rzadka u zwierząt skuteczna umiejętność obrony swojego domu (gniazda)...

Posłuchajmy starożytnego władcy Assyri co sam mówi o sobie (na podstawie odczytanych hieroglifów, za p. Ewą Crane - autorki książki "The World history of beekeeping and honey hunting", s. 172).

"Nazywam się Shamash-res-usur i jestem władcą Suhu i Mari. Pszczoły gromadzące miód, nie były dobrze znane przez moich przodków. Ja sprowadziłem je z gór Habha na ziemię Suhu i trzymałem je w założonym przeze mnie mieście Gabbari-ibni. One gromadziły wosk i miód. Ja nauczyłem się topić wosk i oddzielać go od miodu. Tego samego nauczyłem moich ogrodników. Później wiele osób przybywało do mojego kraju i pytało się, czy to prawda, że Shamah-res-usur potrafi przewozić pszczoły i osadzać je w swoim kraju"

Dodam tylko, że opis ten pochodzi sprzed 700 r. p.n.e. i jest przykładem dość niecodziennych umiejętności ówczesnego władcy Assyri.

Pozdrawiam

Pytamy o strój,
lekceważąc istotę człowieka.
(przysłowie abisyńskie)

[/b]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Maciej Winiarski dnia Czw 8:13, 25 Lut 2010, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maciej Winiarski



Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Opola

PostWysłany: Czw 13:16, 25 Lut 2010    Temat postu:

Dzień dobry Państwu,

w moich postach już dwukrotnie wspominałem Wielkiego Polskiego Ekologa - Profesora Adama Wodiczkę. Myślę, że dzisiaj nastał czas, abyśmy choćby tylko pobieżnie przyjrzeli się tej postaci.

Adam Wodziczko (1887–1948)

Do 1910 roku studiował nauki przyrodnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, gdzie w latach 1912–1920 pełnił funkcję asystenta przy katedrze Anatomii i Fizjologii Roślin. W 1925 roku został powołany na członka Państwowej Rady Ochrony Przyrody, w której zabiegał m.in. o powołanie wojewódzkich konserwatorów przyrody oraz opracowania, na szczeblu regionalnym i centralnym, planów zagospodarowania przestrzennego. Koncepcje Adama Wodziczki zostały wcielone w planie zagospodarowania przestrzennego okolic Poznania. Od roku 1923 prowadził na uniwersytecie Poznańskim wykłady z ochrony przyrody, a w roku 1936 zorganizował pierwsze międzywydziałowe Seminarium Biocenotyki i Ochrony Przyrody. Zabiegał o utworzenie trzech parków narodowych, które zaprojektował: Wielkopolskiego (1922), Wolińskiego i Słowińskiego (1946) oraz dziesiątków rezerwatów przyrody. Od 1930 r. brał także udział w pracach dotyczących projektów parków narodowych: Tatrzańskiego, Pienińskiego i Babiogórskiego. Dzięki Jego usilnym staraniom, w 1946 roku utworzono przy Katedrze Botaniki Ogólnej Uniwersytetu Poznańskiego – samodzielny Zakład Ochrony Przyrody i Uprawy Krajobrazu.

Profesor Adam Wodniczko, choć Małopolanin z pochodzenia, dużą część swego życia związał z Wielkopolską. Był przyrodnikiem, ówcześnie jednym z czołowych polskich botaników, a idei ochrony przyrody poświęcił się bez reszty. Już w okresie międzywojennym uznał niekorzystne zmiany w środowisku naturalnym powodowane działalnością człowieka za tak istotne, że należy im przeciwdziałać. Stworzył podstawy współczesnych poglądów na ochronę środowiska, czyli tzw. fizjotaktykę - naukę o stosunku człowieka do przyrody. Na podkreślenie zasługuje fakt, iż ochronę przyrody rozumiał nie tylko w sensie konserwatorskim, polegającym na ochronie zagrożonych roślin, zwierząt czy form geologicznych. Głosił także potrzebę ochrony krajobrazu, nie przewidując zapewne jak palącym problemem stanie się to u progu XXI wieku. Można bez wielkiej przesady nazwać go prekursorem ochrony bioróżnorodności, jednego z podstawowych problemów współczesnej ochrony środowiska

Profesor Adam Wodiczko - był nie tylko wielkim propagatorem ochrony przyrody, lecz przede wszystkim pomysłodawcą tworzenia w Polsce parków narodowych i rezerwatów przyrody. To dzięki niemu ekologia jako nauka znalazła swój szeroki wyraz w programach nauczania na wielu kierunkach studiów, nie tylko uniwersyteckich. Profesor z pasją zabiegał o ochronę rodzimego krajobrazu, jako szczególnego dziedzictwa przeszłości, który - jak On uważał - należało zachować dla przyszłych pokoleń. Co z tych idei Profesora zostało - to sami wiemy - całe aleje przydrożnych drzew pada ofiarą bezmyślnej wycinki, w imię tzw. "bezpieczeństwa" na polskich drogach. Zresztą, wycinanie drzew nadbrzeżnych należy również do powszechnej praktyki, zwłaszcza przy okazji prowadzenia różnych prac hydrologicznych. Cóż, MY POLACY, CHYBA JUŻ ZAWSZE BĘDZIEMY MĄDRZY PO SZKODZIE...

Pozdrawiam

[b]Pytamy o strój,
lekceważąc istotę człowieka.[b]
(przysłowie abisyńskie)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Maciej Winiarski dnia Czw 20:49, 25 Lut 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maciej Winiarski



Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Opola

PostWysłany: Pią 8:43, 26 Lut 2010    Temat postu:

Dzień dobry Państwu,

wczoraj temperatura w pasiece (pod Opolem) wyniosła +13 stopni C i utrzymywała się przez 4-5 godzin. Straty w pogłowiu pszczół minimalne - 1 rodzina padła z głodu na 77 zazimowanych (ramka wielkopolska jest niska i pszczoły w okresie chłodów doszły do górnej beleczki i nie przeniosły się na boczne z pokarmem). Pszczoły pięknie obleciały się (pierwszy raz 25 grudnia m. r.), a jednak jestem nadal niespokojny. Bo, oto znajduję rodziny, w których osyp jest normalny (zdrowy), co poznać po tym, że jak wynicujecie zawartość odwłoka, to macie Państwo wnętrzności + kropelka wodnistego płynu, a u chorych wyciska się ciemno-kakaową kroplę cieczy o dziwnym zapachu. Nie jest to Nosema apis, ponieważ ta ostatnia daje kolor żółto-pomarańczowy i też ma niemiły zapach. Czyżby do nas na południe Polski zawitała Nosema ceranae? Wszystko jest możliwe i jak zdołam nazbierać szklankę martwych pszczół (spóźniłem się z pobieraniem próbek), to wyślę do Puław celem zbadania.

Niepokojące sygnały otrzymuję od Szanownych Koleżanek i Kolegów z całego kraju. Piszą i dzwonią zrozpaczeni, że w ich pasiekach jest cisza. Czyżby owa tajemnicza CCD, czy też kolejny, potężny atak warrozy? Może, po kilku miesiącach Zakład Pszczelnictwa w Puławach udzieli nam odpowiedzi na to tak naglące pytanie.

Pozdrawiam

Pytamy o strój,
lekceważąc istotę człowieka.
(przysłowie abisyńskie)

P.S.
Wieczorem kolejny raz pochylimy się uważnie nad jedną z ważnych postaci w naukach przyrodniczych.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Maciej Winiarski dnia Pią 17:15, 26 Lut 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pszczelnik



Dołączył: 12 Gru 2006
Posty: 63
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nowy Sącz

PostWysłany: Pią 13:38, 26 Lut 2010    Temat postu:

Panie Macieju obawiam się, że Nosema cerane jest już u nas od co najmiej roku. Pierwsze sygnały na ten temat pochodziły od znakomitego pszczelarza Pana Stanisława Zbiega już dwa lata temu. A leku na nozeme jak nie było tak nie ma. Pozdrwiam

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maciej Winiarski



Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Opola

PostWysłany: Pią 18:35, 26 Lut 2010    Temat postu:

Dobry wieczór Państwu, dobry wieczór Panie Pszczelnik,

bez wyników badań laboratoryjnych możemy tylko gdybać. Państwo doskonale wiedzą, że w Polsce w głównej mierze zajmuje się Nosema apis i Nosema ceranae p. dr hab. Grażyna Topolnicka (pierwsza stwierdziła występowanie w Polsce tego pierwotniaka, zawleczonego z Azji). Ja się nie znam na chorobach pszczół (przypominam, że moją specjalnością naukową jest ekonomia, a właściwie marketing pszczelarski) i zajmuję się chorobami pszczół tyle, ile powinien wiedzieć przeciętny pszczelarz. Natomiast, mój niepokój wynika z tego, że pomimo bardzo restrykcyjnego systemu hodowli pszczół i przestrzegania ściśle reżimu sanitarnego (proszę czytać "Pasiekę nr 1 i 2 (wkrótce ukaże się) z 2010 r.) to pewna ilość rodzin choruje na biegunkę. Może to być skutek infekcji Nosema apis, Nosema ceranae lub obu chorób naraz. Niestety, w tym roku już tego faktu nie potwierdzę ani nie zaprzeczę.

Pozdrawiam

Pytamy o strój,
lekceważąc istotę człowieka.
(przysłowie abisyńskie)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maciej Winiarski



Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Opola

PostWysłany: Sob 10:11, 27 Lut 2010    Temat postu:

Dzień dobry Państwu,

wczoraj wieczorem sporo czasu spędziłem na rozmowach telefonicznych z pszczelarzami, a także dorwałem się do super-interesujących materiałów z ostatniej Apimondii we Francji. A propos tej ostatniej to w panelu poświęconym chorobom pszczół królowała warroza i choroby wirusowe, obie nosemy i doniesienia o zatruciach pszczół wywołanych neonikotynamidami. Stosunkowo słabo reprezentowany był panel ekonomiczny, którym rzecz jasna najmocniej jestem zainteresowany. Ale zawsze coś ciekawego tam znalazłem i z tego korzystam. Stąd też przepraszam Szanownych Forowiczów, że wczoraj nie pojawił się obiecany post, na temat następnej wielkiej postaci w naukach przyrodniczych (ściślej rzecz ujmując; w naukach biologicznych).

Grzegorz Mendel, inaczej Gregor Johann Mendel (ur. w 1822 w Hynczycach pod Nowym Jiczynem w niemieckiej rodzinie, zm. w 1884 w Bernie Morawskim, zakonnik w zakonie augustianów, prekursor genetyki. W Wiedniu studiował nauki przyrodnicze. Sformułował podstawowe prawa dziedziczenia, przeprowadzając badania na grochu jadalnym (Pisum sativa L.). W 1866 roku ogłosił pracę "Badania nad mieszańcami roślin".

Jego odkrycia początkowo nie uzyskały rozgłosu, lecz wręćz przeciwnie - przez 30 lat były całkowicie zapomniane; dopiero w 1900 niezależnie trzej uczeni Hugo de Vries, Carl Correns i Erich von Tschermak, potwierdzili wyniki jego prac i ogłosili światu o wynikach prac G. Mendla. Sformułował on dwa prawa dziedziczenia cech przez organizmy żywe. W naszych czasach brzmią one następująco:

Pierwsze prawo Mendla (prawo czystości gamet) – każda gameta wytwarzana przez organizm posiada tylko jeden allel z danej pary alleli genu. Wynika z tego, że każda komórka płciowa musi zawierać po jednym genie z każdej pary alleli.

Drugie prawo Mendla (prawo niezależnej segregacji cech) – geny należące do jednej pary alleli są dziedziczone niezależnie od genów należących do drugiej pary alleli, w związku z czym w drugim pokoleniu potomnym (F2) obserwuje się rozszczepienie fenotypów w stosunku 9:3:3:1 .

Mendel zastosował jako materiał wyjściowy do swych doświadczeń genetycznie czyste odmiany grochu tzn. takie, które przez szereg kolejnych pokoleń zapylane między sobą dawały potomstwo pod względem badanych cech całkowicie jednolite. Na­stępnie dokonywał krzyżówek między osobnikami różniącymi się jedną cechą, na przykład:

* barwą kwiatów; kwiaty białe nie zawierające antocyjanu i barwne-zawierające ten barwnik,
* barwą nasion; nasiona żółte i zielone,
* kształtem nasion; nasiona gładkie i pomarszczo­ne.

Pierwszy, dominujący allel, może zatrzeć istnienie swego recesywnego (ustępującego) odpowiednika. Żółte nasienie grochu może powstać wskutek kombinacji dwóch alleli barwy żółtej lub allelu barwy żółtej z recesywnym allelem barwy zielonej. Aby nastąpiło ujawnienie allelu barwy zielonej, musi on wystąpić w podwójnej „dawce”, a zatem zielone nasiona są wynikiem połączenia dwóch alleli recesywnych.
Żółte nasiona otrzymane przez Mendla w pierwszym pokoleniu pochodziły od rodziców z linii różniących się kolorem nasion. Każda z roślin potomnych w tym pokoleniu miała jedną kopię allelu barwy żółtej i jedną kopię allelu barwy zielonej nasion. Na podstawie prostej arytmetycznej kalkulacji można obliczyć, że skrzyżowanie tych hybryd daje jedną czwartą roślin z dwoma allelami barwy żółtej, jedną czwartą roślin z dwoma allelami barwy zielonej i połowę roślin zawierających oba odmienne allele tego genu. Co daje stosunek trzy rośliny o żółtych nasionach do jednej o nasionach zielonych.

Po notatkach, jakie Mendel poczynił na marginesie swojego egzemplarza
"O powstawaniu gatunków" Karola Darwina można powiedzieć, że dostrzegł wartość swych odkryć dla teorii ewolucji. Choć jego badania były znane wielu współczesnym mu biologom, to jednak zostały zignorowane jako rewelacje istotne jedynie dla tych, którzy zajmują się grochem.

Ze znaczenia prac Mendla zdano sobie sprawę dopiero na początku XX wieku. Wkrótce przeanalizowano krzyżówki wielu roślin i zwierząt. W większości wypadków wykazano zgodność z prawami Mendla. Wydawało się, że zasady dziedziczenia są całkiem proste, jednakże im więcej prowadzono badań, tym bardziej jasne było, że jeszcze dużo pozostało do poznania. Co nie zmienia faktu, że współczesna genetyka wciąż jeszcze bazuje na mendlowskich prawach dziedziczenia cech. Dość szybko po ponownym odkryciu i potwierdzeniu wyników prac Mendla pojawiły się ważne odstępstwa od jego prawa. Okazało się mianowicie, że niektóre z cech nie są niezależne. To znaczy, że istnieją takie "zestawy" cech, które przejawiają skłonność do wspólnego przechodzenia z pokolenia na pokolenie; każdy gen należy do jednej z kilku grup, w obrębie których geny są przekazywane zgodnie. Jedynie członkowie różnych grup podlegają mendlowskiemu prawu niezależnej segregacji.

Słowo „gen” wprowadzono w 1910 roku na określenie abstrakcyjnej jednostki dziedziczenia, odpowiedzialnej za jakąś cechę danego gatunku. Prowadzona przez wiele pokoleń analiza statystyczna dziedziczenia się prostych cech w populacjach potwierdziła koncepcję genu.

Założono – co może dziś wydawać się oczywiste, kilkadziesiąt lat temu jednak wcale takie nie było – że każdy allel z danej pary znajduje się na jednym z dwóch chromosomów homologicznych. Koncepcję taką przedstawił na początku XX wieku T. H. Morgan i jego współpracownicy z Uniwersytetu Columbia. Pomysł tej fundamentalnej zależności pojawił się dzięki użyciu jako obiektu doświadczalnego muszki owocowej. Muszki rozmnażają się szybko, czas generacji (od narodzin do wydania potomstwa) wynosi około dwóch tygodni. Każda samica składa blisko 1000 jaj, liczba potomstwa po każdej krzyżówce jest więc ogromna. Ponieważ eksperymenty z krzyżowaniem muszek można powtarzać wielokrotnie, analiza genetyczna jest wygodna, stosunkowo szybka i dokładna. Co więcej, dzięki dużej liczbie potomstwa można wykryć mutacje (czyli nagłe pojawienie się nowego allelu), które zachodzą rzadko. Dla porównania, Mendel w swoich badaniach musiał zadowolić się jedną nową generacją rocznie i zaledwie kilkoma osobnikami potomnymi z każdej krzyżówki. Do sukcesu Morgana i jego uczniów przyczynił się również fakt, iż chromosomy muszki owocowej z pewnych komórek można łatwo obserwować już pod mikroskopem świetlnym przy stukrotnym powiększeniu. Po raz pierwszy abstrakcyjną analizę genetyczną połączono wówczas z badaniem rzeczywistej struktury chromosomów.

Eksperymenty T. Morgana wykazały, że dziedziczeniu się allelu determinującego biały kolor oczu (muszki zazwyczaj mają oczy czerwone) zawsze towarzyszy dziedziczenie się chromosomu X, nigdy zaś Y. Allel określający biały kolor oczu jest więc położony na chromosomie X. Odkryto również inne allele dla innych cech, leżące na tym chromosomie. Okazało się, że istnieją też inne allele dziedziczone jednocześnie, grupowo, nie mające żadnego związku z tym chromosomem. W kolejnych badaniach stało się jasne, że liczba grup alleli dziedziczonych wspólnie odpowiada liczbie par chromosomów. Wskazywało to, że pojedynczy chromosom zawiera wiele genów.

Dodajmy, że wielu współczesnych cytogenetyków uważa, że Drosophila melanogaster (muszka owocowa), jak żaden inny gatunek zwierząt zasługuje na postawienie jej pomnika. Chodzi o to, że dzięki badaniom nad genomem tego gatunku zwierząt, bardzo wiele dowiedziano się o genomie... człowieka. Wypada przypomnieć, że sposób dziedziczenia płci u tej muszki jest identyczny jak u człowieka (xx - płeć żeńska, yx - płeć męska).

Pozdrawiam

Pytamy o strój,
lekceważąc istotę człowieka.

(przysłowie abisyńskie)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Maciej Winiarski dnia Sob 10:21, 27 Lut 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maciej Winiarski



Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Opola

PostWysłany: Nie 10:16, 28 Lut 2010    Temat postu:

Dzień dobry Państwu,

dzisiaj powiem kilka słów o jeszcze jednym Olbrzymie, którego obserwacje, badania i wnioski zeń wypływające wstrząsnęły światem przyrodników, a także oddziaływały na świat polityki. Mowa jest o Charlsie Robercie Darwinie (pol. Karol Darwin), ur. 12 lutego 1809 w Shrewsbury, zm. 19 kwietnia 1882 w Downe. Czasami o powstaniu fundamentalnych prac decyduje przypadek. K. Darwin zaokrętował się na statek badawczy "Beagle", który odbył podróż naokoło świata (1831-1836). Zadaniem Darwina było preparowanie rzadkich zwierząt i wysyłanie ich do Muzeum Przyrodniczego w Anglii. Statek po opłynięciu Ameryki Południowej dotarł do wysp Galapagos. Ogromna, przestrzenna izolacja od najbliższego kontynentu, spowodowała, że wiele zwierząt spotykanych na wybrzeżu Ameryki Południowej, na tych wyspach znacząco różniły się od swoich krewniaków kontynentalnych.

Punktem wyjścia do rozważań K. Darwina było stwierdzenie ogromnej zmienności indywidualnej w ramach jednego gatunku. Sądził on, że w przyrodzie muszą istnieć mechanizmy regulujące liczebność gatunków w przeciwnym przypadku, po pewnym czasie nastąpiłoby "przeludnienie" określonym gatunkiem zwierząt. Mechanizmem takim jest WALKA O BYT, rozumiana jako przeciwstawianie się organizmu niekorzystnym wpływom środowiska i jego czynnikom, np. zmianom klimatu, oraz związkom wynikających z wszystkich zależności wewnątrzgatunkowych i międzygatunkowych. Doskonałym przykładem konkurencji wewnątrzgatunkowej jest wysiane przez rolnika ziarno pszenicy. Wszystkie ziarna są dorodne, wszystkie wschodzą, ale niektóre siewki są przesłaniane przez inne (walka o światło) i w końcu giną.

PRZEŻYCIE W PRZYRODZIE OSOBNIKÓW NAJLEPIEJ DOSTOSOWANYCH DO DANYCH WARUNKÓW K. DARWIN NAZWAŁ DOBOREM NATURALNYM. Dobór naturalny działa w sposób ciągły, co oznacza, że pozostają przy życiu i wydają potomstwo osobniki najlepiej przystosowane do danych warunków. Oczywiście dobór naturalny oznacza również dobór płciowy (np. wśród jeleni walki samców o dominację nad stadem).

Dziedziczna zmienność wewnątrz gatunku, niczym nie krępowana (niedeterminowana) walka o byt i wynikający z niej dobór naturalny, w wyniku którego wydawana jest potomstwo najlepiej przystosowane do czynników środowiska, będącymi tzw. CZYNNIKAMI EWOLUCJI. W dziele "O powstawaniu gatunków" opublikowanym w 1859 roku K. DARWIN zawarł również myśl, że czynnikami sprzyjającymi różnicowaniu się gatunku na poszczególne rasy są: LICZEBNOŚĆ WEWNĄTRZ GATUNKU I ZAKRES ZMIENNOŚCI. Powstawaniu nowego gatunku sprzyja izolacja przestrzenna i czasowa, która może doprowadzić do tak dużych różnic, iż powstaje izolacja płciowa. mamy wówczas do czynienia z nowym gatunkiem. W pojęciu K. Darwina GATUNEK JEST PODSTAWOWĄ JEDNOSTKĄ PRZEMIAN ZACHODZĄCYCH W ŻYWEJ PRZYRODZIE, PONIEWAŻ EWOLUCJA ZAWSZE ZWIĄZANA JEST Z POWSTAWANIEM NOWYCH GATUNKÓW.

Wspomniałem o polityce. Przez długie dziesiątki lat w Związku Radzieckim zarówno nauka o dziedziczeniu cech, jak i ewolucjonizm K. Darwina były w naukach biologicznych zakazane. Nauka radziecka była zdominowana przez poglądy Trofima Łysenki - z wykształcenia agronoma - nie mające nic wspólnego z rzeczywistą nauką. Dwa przykłady owych nauk:

"W latach 30. XX wieku przewodził kampanii w naukach agrotechnicznych, obecnie określanej jako "łysenkizm", która odrzucała współczesną genetykę i przetrwała w ZSRR do połowy lat 60. Teorie genetyczne Łysenki odrzucały prawa dziedziczności, przypisując nieograniczone możliwości przekształcania organizmów metodą zmian środowiskowych."

"Kolejnym zamierzeniem Trofima Łysenki był zamiar obalenia teorii Darwina, począwszy od zanegowania jednej z podstawowych jej zasad, czyli twierdzenia o konkurowaniu między osobnikami tego samego gatunku o dostęp do ograniczonych zasobów. W tym celu Łysenko ogłosił, iż osobniki nie konkurują, lecz współpracują, co zyskało uznanie w radzieckiej partii komunistycznej jako zgodne z założeniami bolszewizmu. Następnie ogłosił syntezę poglądów antymendlowskich i antydarwinowskich w postaci nowej teorii powstawania gatunków. Teoria ta zakładała, iż organizmy, jako kontrolowane przez warunki środowiskowe, mogą przy odpowiednim ich oddziaływaniu i ukształtowaniu zamienić się w dowolny inny gatunek.[2] Aby zilustrować zasady transformacji organizmów w ramach nowo opracowanych zasad powstawania gatunków, Trofim Łysenko w latach 50. stwierdził, iż "wystarczy zacząć karmić pokrzewkę ogrodową gąsienicami, a powstanie kukułka". Hipotezy te nie były oparte na żadnych podstawach naukowych i skompromitowały naukę ZSRR na arenie międzynarodowej po odkryciu w 1953 struktury molekularnej DNA - co było ostatecznym potwierdzeniem przełomowych doświadczeń Oswalda Avery`ego z 1944, stwierdzających, iż jedynym czynnikiem dziedziczności jest DNA."

Szanowny Czytelnik-Pszczelarz ma prawo spytać: "Panie! Na co nam w tym wątku przypominanie prac G. Mendla i K. Darwina? Przecież w Wikipedii wszystko jest!" Drodzy Państwo, musimy zmierzyć się z pracami naszego, rodzimego Olbrzyma - ks. dr Jana Dzierżona i prace wcześniej cytowane posłużą jako tło do dalszych rozważań.

Pozdrawiam

Pytamy o strój,
lekceważąc istotę człowieka.

(przysłowie abisyńskie)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Maciej Winiarski dnia Nie 10:33, 28 Lut 2010, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maciej Winiarski



Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Opola

PostWysłany: Nie 18:24, 28 Lut 2010    Temat postu:

Dobry wieczór Państwu,

przedstawiając się w pierwszym moim poście na tym Forum, obiecałem Państwu, że będę się dzielił z Państwem fragmentami poezji, które na mnie robią duże wrażenie.

Oto jeden z nich:

JAK SIĘ CZUJĘ - WIESŁAWA SZYMBORSKA

Kiedy ktoś zapyta, jak się dziś czuję
Grzecznie mu odpowiem, że dobrze, dziękuję.
To, że mam artretyzm, to jeszcze nie wszystko,
Astma, serce mi dokucza i mówię z zadyszką.
Puls słaby, krew moja w cholesterol bogata...
Lecz dobrze się czuję, jak na moje lata.

Bez laseczki teraz chodzić już nie mogę,
Choć zawsze wybieram najłatwiejszą drogę.
W nocy przez bezsenność bardzo się morduję,
Ale przyjdzie ranek...znów się dobrze czuję.
Mam zawroty głowy, pamięć "figle" płata,
Lecz dobrze się czuję, jak na swoje lata.

Z wierszyka mojego ten sens się wywodzi.
Że kiedy starość i niemoc przychodzi,
To lepiej zgodzić się ze strzykaniem kości
I nie opowiadać o swojej starości.
Zaciskając zęby z tym losem się pogódź
I wszystkich wkoło chorobami nie nudź!

Powiadają: "Starość okresem jest złotym".
Kiedy spać się kładę, zawsze myślę o tym...
"Uszy" mam w pudełku, "zęby" w wodzie studzę.
"Oczy" na stoliku, zanim się obudzę...
Jeszcze przed zaśnięciem ta myśl mnie nurtuje:
"Czy to wszystkie części, które się wyjmuje?"

Za czasów młodości (mówię bez przesady)
Łatwe były biegi, skłony i przysiady.
W średnim wieku jeszcze tyle sił zostało,
Żeby bez zmęczenia przetańczyć noc całą...
A teraz na starość czasy się zmieniły,
Spacerkiem do sklepu, z powrotem bez siły.

Dobra rada dla tych, którzy się starzeją:
Niech zacisną zęby i z życia się śmieją.
Kiedy wstaną rano, "części" pozbierają,
Niech rubrykę zgonów w prasie przeczytają.
Jeśli ich nazwiska tam nie figurują,
To znaczy, że ZDROWI I DOBRZE SIĘ CZUJĄ.

Jeśli chodzi o mnie, to dzisiaj mam zły dzień. Moja dwuletnia wnuczka (najmłodsza pszczelarka świata - często przybiegała do dziadzia i pasieki - w ogóle nie boi się pszczół - pewnie powiecie - tak małe dziecko nie wie co czyni! Oj, wie, wie, aż nadto dobrze, bo bez reszty zawładnęła swoim dziadkiem - bądź, co bądź, potężnej postury mężczyzną!), wróciła z rodzicami na Górny Śląsk. Cóż, takie jest życie.

Pozdrawiam


Pytamy o strój,
lekceważąc istotę człowieka.

(przysłowie abisyńskie)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Maciej Winiarski dnia Pon 7:54, 01 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maciej Winiarski



Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Opola

PostWysłany: Pon 10:34, 01 Mar 2010    Temat postu:

Dzień dobry Państwu,

dzisiaj chciałbym przywołać dokonania naszego, rodzimego Olbrzyma w naukach biologicznych, a w pszczelarstwie w szczególności. Mam na myśli, oczywiście ks. dr Jana Dzierżona. Prawdę mówiąc, trochę boję się tego tematu, ponieważ jak na forum pszczelarstwa zadałem jedno, niewinne pytanie o narodowość naszego, dzisiejszego bohatera i na podstawie dostępnych mi informacji, postawiłem tezę, iż ks. dr Jan Dzierżon był Polakiem lecz uczonym niemieckim, to wywołałem okropnie niesmaczną dyskusję. Cóż, zaryzykuję jeszcze raz i postaram się najlepiej jak tylko potrafię opisać dokonania ks. dr Jana Dzierżona.

Swoją narodowość rozstrzygnął sam ks. Jan Dzierżon słowami:

"Redakcja „Bienenfreuda” zawiadomiła mnie, że kilku pszczelarzy zapytywało, czy jest zgodne z prawdą, że proboszcz Jan Dzierżon jest Polakiem. W uprzejmej odpowiedzi wyjaśniam Szanownej Redakcji „Bienenfreunda”, że twierdzenia zapytujących odpowiadają prawdzie. Karłowice, Dzierżon proboszcz”.

Dlatego w dalszej części tego postu skoncentruję się tylko na dokonaniach naukowych i praktycznych naszego Wielkiego Rodaka.

Ks. dr Jan Dzierżon cieszył się długim życiem i dobrym zdrowiem (1811 -1906). Jan Dzierżoń urodził się w rodzinie Szymona i Marii z domu Jantos, jako drugi z trojga rodzeństwa. Do dziesiątego roku życia uczęszczał do polskiej szkoły parafialnej w Łowkowicach, potem przez rok do szkoły w Byczynie. W wieku jedenastu lat rozpoczął naukę w gimnazjum we Wrocławiu, które ukończył z wyróżnieniem jesienią 1830 r. W tym samym roku rozpoczął studia na wydziale teologii Uniwersytetu Wrocławskiego, lecz uczęszczał też na wykłady z matematyki, astronomii i historii.

Po studiach, w 1834 r. przyjął we Wrocławiu święcenia kapłańskie. Został wikarym w podopolskich Siołkowicach, a następnie od 1835 r. był proboszczem parafii w Karłowicach koło Brzegu na Dolnym Śląsku. Ówcześnie była to bardzo niewielka parafia, licząca niespełna 100 dusz. Szczegół ten ma istotne znaczenie, ponieważ ks. dr Jan Dzierżon miał na tyle wolnego czasu iż mógł on rozwijać swoją pasję pszczelarską bez najmniejszego uszczerbku dla Jego obowiązków duszpasterskich.

Rozgłos światowy przyniosła ks. Dzierżonowi, ogłoszona w 1845r. teoria partenogenezy (dzieworództwa) pszczół, dotycząca rozmnażania się tych owadów. Hipoteza ta udowodniona przez przeprowadzenie badań nad krzyżówkami pszczół miejscowych ze sprowadzonymi przez Niego pszczołami włoskimi, początkowo spotkała się z opozycją w środowisku pszczelarskim i naukowym. Została potwierdzona dopiero na kongresie przyrodników w 1906r. w Marburgu.

Jak doszło do tego odkrycia? W sezonie pszczelarskim w 1835 r. ks. dr Jan Dzierżon sprowadził pewną ilość dziewiczych matek rasy włoskiej (pszczoły całkiem żółte) które, rzecz jasna, unasieniły się miejscowymi trutniami (pszczoły ciemne). Możemy sobie wyobrazić zdumienie przyszłego uczonego, kiedy w potomstwie tych matek stwierdził, że wszystkie trutnie są żółte, a robotnice czarne! Dla nas dzisiaj jest to rzecz oczywista - jaja z których wylęgają się trutnie są niezapłodnione, natomiast jaja przyszłych robotnic musiały ulec zapłodnieniu. Jeżeli tak, to obojętnie jakbyśmy to nie nazwali, trutnie musiały posiadać czynniki otrzymane od królowej i dlatego były do niej podobne, czyli były żółte. Pamiętajmy, że w czasach, o których jest mowa znano już chromosomy, ale nie wiedziano, że w nich jest zawarta cała informacja genetyczna. Dlatego właśnie użyłem określenia "czynnik". Jeszcze przez kilka lat sprawdzał swoje przypuszczenie o partenogenetycznym charakterze powstawania trutni i gdy się upewnił, to ogłosił swoją teorię w roku 1845. Zwracam uwagę na daty Grzegorz Mendel publikuje swoje fundamentalne dzieło "Badania nad mieszańcami roślin" w 1868 r., a K. Darwin "O powstawaniu gatunków" w 1859. Zatem, prace ks.dr Jana Dzierżona powstały całkowicie niezależnie od prac w.w. uczonych i były absolutnie nowatorskie - przecież dopiero w pierwszej połowie XX w. ludzkość poznała mechanizm dziedziczenia płci u zwierząt i ludzi.

Jutro c.d. o naszym Rodaku

Pozdrawiam

Aby zdobyć wielkość, człowiek musi tworzyć,
a nie odtwarzać.

— Antoine de Saint-Exupéry


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Maciej Winiarski dnia Pon 23:14, 01 Mar 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maciej Winiarski



Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Opola

PostWysłany: Wto 12:41, 02 Mar 2010    Temat postu:

Dzień dobry Państwu,

dzisiaj jestem okropnie zajęty. Zatem, c.d. nie będzie, zamiast tego jedna z chińskich bajek (Państwo pamiętają, że jest nto jeden z moich ulubionych kierunków literackich). Oj, nie będzie to chińska bajka: w ostatniej chwili znalazłem charakterystyczny znaczek z napisem Copyright, co oznacza zakaz kopiowania i przedrukowywania bez zgody Autora. Dodajmy, Wielkiego Autora. Dlatego zamiast obiecanej bajki będzie wierszyk Marii Konopnickiej.

LEĆ , MÓJ ROJU …

Leć , mój roju , złoty roju ,
Gdzie kwiat lipa ściele ,
Przyczyńże mi białych miodów
Na moje wesele !
Przyczyńże mi białych miodów
Na te korowaje ,
Co je matka krzyżem znaczy ,
A od serca kraje.

Jak wybiorę plastry z ula ,
Jak miody wysycę ,
Wezmę sobie czarnobrewę ,
Moją krasawicę !
Wezmę sobie czarnobrewę
Do mego futoru ;
Będąż lipy nam szumiały , .
Z ranka do wieczoru !

Wyleciały złote roje
Na te kwietne błonie ,
A u mojej krasawicy
W krzyż złożone dłonie …
Wyleciały złote roje
Na ten ług zielony ,
A dla mojej krasawicy
Biją z wieży dzwony.

Biją dzwony w samo niebo ,
Idzie grabarz z wioski …
- Nie noścież mi , pszczoły , miodu ,
Tylko żółte woski…
Tylko żółte woski noście ,
Jak jej zimne lice ,
Na tę swadźbę z czarną ziemią ,
Na jasną gromnicę !

Biją dzwony , lecą rosy ,
Wóz się z wolna toczy …
Cicho świeci ta gromnica
Na umarłe oczy !

Pozdrawiam

Aby zdobyć wielkość, człowiek musi tworzyć,
a nie odtwarzać.

— Antoine de Saint-Exupéry


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Maciej Winiarski dnia Wto 12:45, 02 Mar 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maciej Winiarski



Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Opola

PostWysłany: Wto 22:30, 02 Mar 2010    Temat postu:

Dobry wieczór Państwu,

poniżej kilka wypowiedzi ks. dr Jana Dzierżona, bardzo dobrze charakteryzujących Jego postawę do pszczół, pszczelarstwa i nauki.

Sądzę, że jestem powołany do tego przez Opatrzność. Ona dała mi miłość do pszczół, wśród których istnieje wiele tajemnic. Ona obdarzyła mnie naturą odporną na setki żądeł, które uśmierciłyby niejednego.
Urodziłem się 16 stycznia 1811 roku w Łowkowicach, wiosce górnośląskiej, w powiecie kluczborskim, gdzie moi rodzice, Szymon i Maria na własnych włościach gospodarowali. Od dzieciństwa wykazywałem zamiłowanie do pszczół, które mój ojciec utrzymywał w kilku, popularnych na Śląsku, kłodach stojakach. Znajdowałem największą przyjemność w obserwowaniu ich niezmordowanej pracowitości i pełnej kunsztu budowli.

Serce się śmieje, gdy spojrzę na kawałek pola w żółtym kolorze się świecącego, jak gdyby samemi czystymi dukatami pokryte było. Wieleż złota dałoby się z tego kwiecia wyciągnąć. Nabywaj czem prędzej pszczół taką ilość, żeby obfitość miodu i wosku w tych żółtych kwiatach ukrytą nie tylko na twoich, ale na wszystkich sąsiedzkich rolach wyssały, a w ulach swoich na cetnary zgromadziły.

Najgwałtowniejszy sprzeciw napotkało moje twierdzenie, że trutnie pochodzą z jaj niezapłodnionych i że królowa, która jest matką wszystkich pszczół znajdujących się w rodzinie, umie regulować płeć jaj przez to, że pozbawia zapłodnienia jaja składane do komórek trutowych.
Brüning z gazety „Bienenzeitung” powiedział, że rozum przestaje działać, gdy czyta takie twierdzenia. Przedstawiona przeze mnie nowa teoria, zgodnie z którą trutnie, czyli samce pszczół powstają z jaj niezapłodnionych, rozprzestrzeniła się i znalazła uznanie. Nie mijał prawie żaden rok abym nie otrzymał dyplomu uznania od takiego lub innego stowarzyszenia naukowego.

Tak, uważam siebie za reformatora i proroka. Dlaczego nie miałbym reformować pszczelarstwa, jeśli wpierw przez ćwierć wieku je badałem i studiowałem? Tysiącom książek nie wierzyłem...

Po spędzeniu w Karłowicach 49 lat zdecydowałem się opuścić je na zawsze i wrócić do mojego miejsca urodzenia. Już mój brat założył tu pasiekę i sad, które jednak mój bratanek Franciszek znacznie rozszerzył i upiększył. Wkrótce wznieśliśmy nowy dom. Znajduje się on w pewnej odległości od Łowkowic, na granicy sąsiedniej wioski, w której posiadłości rolnej uprawia się dosyć intensywnie rzepak i białą koniczynę. Dlatego pszczoły mają tu o wiele lepsze stanowisko. Widok jest na wszystkie strony wolny i miły, czuję się w tym odosobnieniu bardzo szczęśliwy. Wszakże znajduję się ciągle w pobliżu moich kochanych pszczółek. One bowiem temu, kto na dzieła Wszechmocy i cuda przyrody ma umysł wrażliwy, zmieniają w raj nawet pustynię.

Jestem przyjacielem światła. Światło i oświecenie są moją dewizą, a wszelki brak oświecenia jest spadkiem setek ciemnych lat. Prawda... prawda ponad wszystko. Kłam i fałsz przeminą, a prawda pozostanie.

Ks. dr Jan Dzierżon przeżył w Łowkowicach ostatnie 22 lata swego życia. Przed samą śmiercią ten Wielki Ksiądz i Uczony pojednał się z Panem Bogiem i Kościołem.

Opracowano na podstawie filmu p. Teresy Kudyby: "Prawda ponad wszystko" z 2006 r.

Pozdrawiam

Aby zdobyć wielkość, człowiek musi tworzyć,
a nie odtwarzać.

— Antoine de Saint-Exupéry


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Maciej Winiarski dnia Wto 22:34, 02 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maciej Winiarski



Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Opola

PostWysłany: Śro 19:19, 03 Mar 2010    Temat postu:

Dobry wieczór Państwu,

przy okazji wczorajszego "falstartu" z chińską bajką, przypomniałem sobie moje wczesne dzieciństwo. Późną jesienią - przeważnie na przełomie listopada i grudnia - na wsi był zwyczaj zbierania się kobiet kolejno w poszczególnych domach na darcie piór gęsich. Byłem najmłodszy z czworga rodzeństwa i maminym synkiem, dlatego mama mnie też na te darcia piór brała. Ile ja wtedy nasłuchałem się opowieści i przeróżnych bajek. Kobiety zbierały się zazwyczaj już po wieczornym obrządku w oborach i chlewach, czyli koło ósmej wieczorem i to trwało wieczór w wieczór do ok 1 w nocy. Zatem coś musiały z tym czasem robić i opowiadały o cudach i cudeńkach, a ja chłonąłem to wszystko jak gąbka. Jaki wniosek z tej odległej retrospekcji na dzisiaj wynika? Bardzo prosty. BAJKI SIĘ OPOWIADA, A NIE CZYTA! Skoro nasz Autor wraz Wydawcą poprzez literkę "c" w kółeczku sobie zastrzegli, że bez ich zgody nie wolno utworu kopiować, kserować, przepisywać, ani w żaden inny sposób dany utwór odtwarzać to należy go opowiedzieć BO NIKT I W ŻADEN SPOSÓB NIE MOŻE ZABRONIĆ MÓWIENIA O UTWORZE LUB SWOBODNEJ KONFABULACJI NA TEMAT TEGO UTWORU... Jest tylko jedno niebezpieczeństwo. Ja mam fotograficzną pamięć i jak mi się coś podoba to kilka lub kilkanaście stron potrafię powtórzyć słowo w słowo. Cóż, trzeba będzie uważać. Zaczynajmy tę niezwykłą bajkę.



Dawno, dawno temu w starożytnych Chinach był taki zwyczaj, który zabraniał objęcia tronu przez następcę, który nie miał żony. Pewien książę miał poważny problem z poznaniem odpowiedniej kandydatki na żonę i rada w radę postanowiono posłać po pustelnika. Trzeba Wam wiedzieć, że na dworze cesarskim żyła służąca wraz swoją córką. Panna wchodząc w swoje lata na zabój zakochała się księciu. Na nic perswazje matki się zdały w rodzaju: "Za wysokie progi..." Dziewczyna kochała i już.

Pustelnik coś poszeptał na ucho owemu niedorajdzie-następcy tronu i ten zwołał na swoją audiencję wszystkie panny z całej prowincji. Tak powiedział: "Teraz dam każdej po nasionku pięknego kwiatu, i która z was w ciągu 6 miesięcy najpiękniejszy kwiat wyhoduje, ta zostanie cesarzową Chin". Jak powiedział, tak zrobił. Osobiście każdej położył na dłoń po jednym ziarenku. A na audiencji też była owa biedna dziewczyna i również otrzymała jedno ziarno. Przyszła do domu i pielęgnowała je z niezwykłym oddaniem. Codziennie wynosiła na słońce, podlewała ale ziarno nic. Ani mru, mru. Nie wykiełkowało.

Tak upłynęło 6 miesięcy, książę znowu zwołał na audiencję wszystkie panny. Mama dziewczyny krzyczała na nią: "Wariatko! Z czym ty tam pójdziesz? Zobacz, nawet chwasty nie wyrosły w twojej doniczce". "Kochana mamusiu" - odparła dziewczyna - "Pozwól mnie tam pójść. Niech ostatni raz popatrzę na ukochanego". Na audiencji był tłum dziewczyn, każda z przepięknym kwiatem w doniczce. Tylko nasza bohaterka stanęła w kąciku z pustą doniczką. Książę przechodził koło każdej panny, podziwiał kwiat i uśmiechał się tajemniczo. W końcu doszedł do córki służącej, spoważniał, wziął jej dłoń w swoją rękę, podniósł do góry i zakrzyknął: "TA PANNA BĘDZIE CESARZOWĄ CHIN!"

Na olbrzymim dziedzińcu zawrzało. Wszystkie panny wrzeszczały: "Jak to? Przecież ona nic nie ma w swojej doniczce!". "Spokojnie moje panny"- odpowiedział książę - "Ta panna przyniosła dla mnie najpiękniejszy kwiat. Kwiat swojej uczciwości. Wszystkie ziarna, które wam wręczyłem były MARTWE!"

Wkrótce ogłoszono zaręczyny i odbyło się huczne weselisko. I JA TAM BYŁEM I DOBRE WINO PIŁEM, A TO CO WIDZIAŁEM TO WAM DRODZY CZYTELNICY OPOWIEDZIAŁEM!

Pozdrawiam


Aby zdobyć wielkość, człowiek musi tworzyć,
a nie odtwarzać.

Antoine de Saint-Exupéry


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Maciej Winiarski dnia Śro 22:52, 03 Mar 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maciej Winiarski



Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Opola

PostWysłany: Czw 23:16, 04 Mar 2010    Temat postu:

Dobry wieczór Państwu,

jest już naprawdę późny wieczór i bardziej to odpowiednia pora na bajkowe straszenie duchami, niż pisanie na poważne tematy.


Poglądy ks. dr Jana Dzierżona dotyczące rozmnażania się pszczół (partenogeneza) w jednej chwili skierowały światowe pszczelarstwo na właściwe tory rozwoju. Jednak wiemy z poprzedniego postu, że nie od razu świat zaakceptował genialny opis rozrodu pszczół, przedstawiony przez naszego Rodaka w 1845 roku. Nie przeszkadzało to jednak naszemu bohaterowi - proboszczowi w parafii Karłowice rozwijać swoją wielką pszczelarską pasję.

Był właścicielem i jedynym gospodarzem jednej z największych w tamtych czasach pasieki, liczącej około 500 uli. Liczba ta budzi respekt nawet i dziś. Pamiętając o dokonaniach ks. dr Jana Dzierżona, warto uświadomić sobie, że w swoich badaniach nie miał on do dyspozycji MIKROSKOPU i do polowy XIX w. wirówka do wykręcania miodu nie była znana. Zresztą dopóki nie powstały ruchome ramki to nie była potrzebna!

W czasach przed wynalezieniem ruchomej ramki i miodarki, miód wyciskano z plastrów drewnianymi tłuczkami, w drewnianych lub kamiennych naczyniach. Następnie taką słodką melasę (mieszaninę miodu i wosku) wlewano do lnianych worów, które wieszano u powały. W ten, dość prymitywny sposób, można było odcedzić miód od pozostałego wosku.

Małe listeweczki, po staropolsku zwane – snozami, przyniosły sławę ks. dr Janowi Dzierżonowi. Za ich pomocą uruchomił gniazdo pszczele. Odtąd można było robić sztuczne roje, przenosząc plastry wiszące na listewkach do nowych uli, można było zbadać dobrze matki, badać choroby czerwiu, skontrolować ilość zapasów na zimę i – co najważniejsze – badać tajniki społeczeństwa pszczół. W pszczelnictwie kończył się okres dzikiej budowy we wnętrzu barci czy kłody.

Dla mnie najbardziej zadziwiającym w badaniach ks. dr Jana Dzierżona było ubóstwo instrumentalne jakie posiadał. Nie miał mikroskopu, być może nie posiadał delikatnych pincet, bardzo ostrych nożyków i na pewno lodówki do przechowywania preparatów.
A przecież był odkrywcą nie tylko zjawiska partenogenezy u pszczół lecz stwierdził, że zapasy tłuszczowe u pszczół są tworzone z przemiany miodu i pyłku kwiatowego; odkrył gruczoły gardzielowe i stwierdził, że one właśnie produkują mleczko pszczele; stwierdził, że larwy są żywione mleczkiem pszczelim ( w zależności od kasty - w różnych ilościach) i wyodrębnił dwa rodzaje zgnilca. ZA JEDYNE INSTRUMENTARIUM SŁUŻYŁY MU: NIEPOSPOLITY POTENCJAŁ INTELEKTUALNY, OGROMNA PASJA DO PSZCZÓŁ I ZNAKOMITA INTUICJA BADAWCZA.

Proszę Państwa! Im bardziej wczytuję się w Dzierżona, tym częściej nasuwają mi się pytania, gdzie jesteśmy my - pszczelarze XXI w. - z naszymi kłopotami pszczelarskimi, często okazywaną zawiścią, brakiem zaangażowania w sprawy środowiska pszczelarskiego, itd. itp? Nasuwa się też pytanie, czy współcześnie można odnaleźć ludzi tak niesłychanie pracowitych, oddanych bez reszty swojej pracy (niekoniecznie pszczelarskiej) i posiadających tak ogromną intuicję badawczą?

Pozdrawiam

Aby zdobyć wielkość, człowiek musi tworzyć,
a nie odtwarzać.

Antoine de Saint-Exupéry


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Maciej Winiarski dnia Pią 7:49, 05 Mar 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maciej Winiarski



Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Opola

PostWysłany: Sob 11:52, 06 Mar 2010    Temat postu:

Dzień dobry Państwu,

wczorajszy post, starannie napisany "wcieło". Chyba za wcześnie wylogowałem się. Cóż, komputer to tylko maszyna i nic więcej, tylko w tym momencie zabrakło mi umiejętności jej obsługiwania.

Za oknem leży świeży śnieg, ale pocieszającym jest fakt, że z dnia na dzień słońce jest coraz wyżej, co daje nadzieję na pracę i codzienny kontakt z pszczołami. Wydaje mi się, że jest on nam potrzebny jak kani deszcz, chociaż nie raz, nie dwa mięśnie tak bolą, że nie pozwala to usnąć. Wówczas zastanawiam się jakie ciężkie musiało być życie naszych Wielkich i Małych Poprzedników - żyli i pracowali bez prądu elektrycznego, radia, telewizora, komputera i telefonów w ogóle, a szczególnie bez telefonu komórkowego... A może byli szczęśliwsi od nas, bo mieli czas dla siebie: dla swoich rodzin, sąsiadów i kolegów-pszczelarzy. Może już czas, aby przystanąć i zafrasować się: dokąd tak pędzę, po co tak się spieszę - może w moim życiu są inne wartości, ważniejsze od tych, które teraz wypełniają moje życie, a zarazem tak straszliwie je ograniczają... UCZCIWIE? TAK NAPRAWDĘ TO JA NIE WIEM, CO O TYM WSZYSTKIM MYŚLEĆ.

Państwo pozwolą, że poniżej wkleję kilka bardzo mądrych zdań o Wielkim Polaku ks. dr Janie Dzierżonie, wziętych ze strony: [link widoczny dla zalogowanych]

"Uczestnicząc aktywnie w międzynarodowych wystawach i zjazdach pszczelarskich, propagował nie tylko zasady racjonalnej gospodarki pszczelej i swoje odkrycia, lecz także samą hodowlę przynoszącą liczne korzyści i zyski człowiekowi.

Zasługi Jego zostały wysoko ocenione przez współczesnych. W 1872r. otrzymał tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Monachijskiego w 400 rocznicę powstania tej uczelni. Spłynęły nań zaszczyty: wiele wysokich odznaczeń państwowych z różnych krajów, medali i dyplomów honorowych. Jego książki i artykuły tłumaczone na kilka języków. Setki pszczelarzy, redaktorów i naukowców utrzymywało z nim kontakt korespondencyjny, zaś na słynnych „wędrownych” zjazdach pszczelarzy Europy Środkowej był zawsze postacią czołową.

Urodził się Polakiem, czerpał doświadczenia z polskiego pszczelarstwa, zdobywał wiedzę w kręgu nauki i kultury niemieckiej, bronił się jednakże przed zakwalifikowaniem Jego dorobku do kreślonej nacji, gdyż jak twierdził nauka nie zna granic, jest własnością wspólną.

Jest jedynym Ślązakiem, który osiągnął za życia rozgłos światowy. Jest też jedyną postacią spośród Ślązaków, których osiągnięcia należą do dorobku obu kultur: polskiej i niemieckiej.

Spełnia Jan Dzierżon wszystkie warunki, aby nie dzielić Polaków i Niemców, ale łączyć oba sąsiednie narody."

Pozdrawiam

Aby zdobyć wielkość, człowiek musi tworzyć,
a nie odtwarzać.

Antoine de Saint-Exupéry


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Maciej Winiarski dnia Sob 14:18, 06 Mar 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maciej Winiarski



Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Opola

PostWysłany: Sob 18:16, 06 Mar 2010    Temat postu:

Dobry wieczór Państwu,

skoro naprawiłem swój wczorajszy błąd (proszę spojrzeć na post wyżej), to jest czas na ważne wspomnienie jeszcze z czasów studenckich.

Studiowałem w dość trudnym okresie dla młodzieży akademickiej w latach 1968-1973 na Akademii Rolniczej we Wrocławiu (dzisiaj Uniwersytet Przyrodniczy). W tych czasach było jeszcze wielu profesorów, którzy zaczynali karierę naukową jeszcze przed II wojną światową. We Wrocławiu ta kadra w głównej mierze wywodziła się z uczelni lwowskich, chociaż rzecz jasna nie tylko. Byli to ludzie godni, zawsze starannie przygotowani do wykładów, w większości przypadków po prostu kochający studentów i swoją pracę. Jednak na tle wielu wybitnych postaci, wyróżniał się prof. dr hab. Stanisław Kowaliński. Posłuchajmy krótkiej glosy o nim napisanej przez jednego z Jego uczni:



"27 stycznia 1999 roku zmarł Profesor Stanisław Kowaliński. Od przeszło 50 lat związany z Akademią Rolniczą we Wrocławiu, należał do tych wyjątkowych postaci, które złotymi zgłoskami zapisały się na kartach historii uczelni. Wybitny uczony, przyrodnik, niestrudzony badacz środowiska glebowego oraz wspaniały dydaktyk. Prodziekan i dziekan Wydziału Rolniczego w latach 1950–1954 i 1961–1962 oraz prorektor ds. nauczania i nauki w okresie 1962–1968.

Kierując przez wiele lat Katedrą Gleboznawstwa, rozwijał nowe specjalności i stymulował dynamiczny rozwój młodej kadry. Dysponując wszechstronną i głęboką wiedzą, Profesor miał wizję nowoczesnego gleboznawstwa. Jako jeden z pierwszych zastosował mikroskopię elektronową w badaniach gleboznawczych, przyczyniając się do rozwoju submikromorfologii gleb. Stworzona przez Niego wrocławska szkoła gleboznawcza, legitymująca się znaczącymi osiągnięciami z zakresu mikromorfologii gleb oraz badań związków próchnicznych i minerałów ilastych, zyskała uznanie w kraju i za granicą. Nakreślone kierunki badawcze były realizowane przez Jego 10 doktorantów i uwieńczone zostały 9 rozprawami habilitacyjnymi. Profesor Stanisław Kowaliński był niekwestionowanym autorytetem gleboznawczym o uznanej pozycji naukowej w kraju i na arenie międzynarodowej. Jego dorobek naukowy jest bardzo wszechstronny i obejmuje ponad 200 publikacji. Był człowiekiem niezwykle aktywnym, pełnił liczne funkcje w wielu towarzystwach i organizacjach, w których reprezentował polską naukę.

Profesor Kowaliński był cenionym nauczycielem akademickim, a Jego wykłady cieszyły się olbrzymią popularnością. Będąc wielkim erudytą, potrafił wzbudzić zainteresowanie słuchaczy, a przekazywane na wykładach akcenty patriotyczne przysparzały Mu dodatkowego szacunku. Był bardzo wymagającym nauczycielem. Jego drobna postać wzbudzała respekt, a obiektywizm zyskiwał sympatię studentów. Był autorytetem moralnym i obrońcą niezależnej myśli. W okresach zawirowań historycznych, na które żywo reagowała młodzież akademicka, znajdował się zawsze wśród studentów i był ich ostoją. W trudnych czasach, nie zważając na konsekwencje, potrafił zajmować odważne stanowisko, o czym świadczy Jego postawa w 1968 roku oraz po ogłoszeniu stanu wojennego w 1981 roku. Wyłączony z czynnego życia w roku 1987 przez nagłą chorobę, Profesor Kowaliński do końca żył sprawami środowiska akademickiego."



Młodzież akademicka uwielbiała tego Profesora, za to, że miał tyle odwagi, iż jako prorektor ds. nauczania i nauki wraz strajkującymi studentami w marcu 1968 r. zamknął się w gmachu głównym Akademii Rolniczej i był z nimi do końca, tzn. do czasu złamania przez ówczesną władzę protestów studenckich. Władza ludowa srodze odegrała się na Profesorze. Odebrano mu wszystkie stanowiska jakie piastował na uczelni: prorektora d.s. nauki, kierownika katedry. Nie odebrano mu jedynie możliwości prowadzenia wykładów.

Ale nie tylko za to kochaliśmy naszego Profesora. W sposób niezwykły wykładał trudny przedmiot jakim jest gleboznawstwo. Pamiętam jak dziś Jego słowa: GLEBA PRZEZ ROLNIKÓW NAZYWANA ZIEMIĄ JEST JAK MATKA. ZROZUMCIE, PRZECIEŻ DO NASZEJ MATKI ZAWSZE PODCHODZIMY Z MIŁOŚCIĄ, SZACUNKIEM I ODDANIEM. NIE INACZEJ MUSICIE TRAKTOWAĆ GLEBĘ. Wówczas już przestrzegał przed nadmierną, rabunkową eksploatacją ziem uprawnych, prowadzącą do szybkiej degradacji naturalnego środowiska człowieka.

WIELKI, MĄDRY, DROGI NASZYM SERCOM PROFESORZE - DZIŚ PONAD 40 LAT PO TWOICH CUDOWNYCH WYKŁADACH - CÓŻ MOGĘ POWIEDZIEĆ, CHYBA TYLKO JEDNO, PROSTE SŁOWO: D Z I Ę K U J Ę !

Pozdrawiam

Aby zdobyć wielkość, człowiek musi tworzyć,
a nie odtwarzać.

Antoine de Saint-Exupéry


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Maciej Winiarski dnia Sob 18:19, 06 Mar 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Karpacki Związek Pszczelarzy Strona Główna -> Hyde Park Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 4 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin